fbpx

Pracodawcy Pomorza

ENenglish

Rozmowa z dyrektorem Muzeum Narodowego w Gdańsku, Jackiem Friedrichem

 

  • Wstąpmy do rzeki, która nazywa się sztuką…

Sztuka to rzeka, której nie znamy początku ani końca. W dziejach ludzkości istnieje od zawsze. Jak każda rzeka ma rozmaity bieg i charakter, czasem bardzo skomplikowany, jak w Gdańsku. Rozmawiamy o tym z prof. Jackiem Friedrichem, dyr. Muzeum Narodowego w tym mieście, który objął to stanowisko w czasach covidowej zarazy, a teraz spadła na niego i nas nowa plaga – wojna za wschodnią granicą. 

  • Z jaką wizją przyszłości tej placówki zaczynał Pan działalność?

Te wizję można by streścić słowami Wyspiańskiego: „Teatr mój widzę ogromny”. Szybko jednak musiałem sobie przypomnieć inny cytat z Wyspiańskiego … „a tu pospolitość skrzeczy..”.

  • A jakby to przełożyć na język prozy?

To, że Muzeum potrzebuje wysiłku inwestycyjnego, jest oczywiste od dawna. I, szczerze mówiąc, zaczynając pracę w Muzeum miałem nadzieję, że uda się zainicjować kilka ważnych procesów – całościowa rewitalizacja głównej siedziby na Toruńskiej, może budowa nowego gmachu. Tymczasem kilka tygodni po moim przyjściu do Muzeum rozpoczęła się pandemia i wszystkie plany trzeba było gwałtownie rewidować.  Wciąż nie wiemy, jak pandemia i obecna wojna wpłyną na finanse publiczne. Pewnie trzeba się spodziewać, że rozwój infrastruktury muzealnej nie będzie w najbliższym czasie priorytetem budżetowym ani samorządu, ani państwa. Nasze Muzeum jest prowadzone wspólnie przez Samorząd Województwa Pomorskiego i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. I to od możliwości inwestycyjnych obu naszych Organizatorów zależy realność naszych planów.

A przecież niemal każda z naszych siedzib wymaga inwestycji. Główną siedzibą jest późnogotycki klasztor pofranciszkański w Gdańsku, w którym mieści się Oddział Sztuki Dawnej, ale mamy także kilka innych oddziałów: Oddział Sztuki Nowoczesnej w oliwskim Pałacu Opatów i – również w Oliwie – Oddział Etnografii w Spichlerzu Opackim, Oddział Zielona Brama, który pełni funkcję ekspozycyjną, nie gromadząc własnych zbiorów, Muzeum Hymnu Narodowego w rodzinnym dworze Józefa Wybickiego w Będominie oraz Muzeum Tradycji Szlacheckiej w pałacu Sierakowskich w Waplewie Wielkim. Proszę zwrócić uwagę, że to są same lokalizacje w zabytkowych, bardzo pięknych obiektach, które jednak, oczywiście, nie były wznoszone jako przestrzenie muzealne. To stwarza rozmaite ograniczenia, począwszy od zużycia budowlanej materii, przez brak dostępności dla osób niepełnosprawnych, brak obszernych przestrzeni dla wystaw czasowych czy działalności edukacyjnej, aż po problemy z magazynowaniem zbiorów, może mniej widoczne dla naszych widzów, ale kluczowe dla funkcjonowania każdego poważnego muzeum. Te braki szczególnie jaskrawo widać w odniesieniu do potrzeb sztuki współczesnej, która często operuje znaczną skalą. Konieczne byłoby więc wybudowanie nowej, w pełni nowoczesnej siedziby muzeum.

  • Ależ głównym zadaniem takiego muzeum jak Pańskie, jest ukazywanie tradycji…

W obecnych przestrzeniach nawet z tego trudno nam się w pełni wywiązać. Za trzy lata przypada 500-lecie Hołdu Pruskiego, który co prawda miał miejsce w Krakowie, ale odnosił się głównie do szeroko rozumianego Pomorza. Załóżmy zatem, że udałoby się nam namówić kolegów w Krakowie, aby zgodzili się wypożyczyć słynny obraz Matejki ukazujący to historyczne wydarzenie. Jak wiemy, to obraz wielkich rozmiarów. W całym naszym muzeum nie ma miejsca, w którym udałoby się go wyeksponować a do tego pomieścić mnóstwo widzów, którzy pewnie przyszliby go obejrzeć.

  • Niemniej co dopiero, bo w 2021 roku w ramach Muzeum Narodowego została otwarta nowa ekspozycja pod szyldem NOMUS-Nowe Muzeum Sztuki.

Nazwa i profil odnoszą się do współczesności, ale i ten budynek ma podobne ograniczenia, co nasze inne siedziby. To również adaptacja historycznego obiektu (choć młodszego, bo z początku XX wieku), który został stworzony do innych celów. Dobrze, że chociaż on jest dostępny dla osób niepełnosprawnych.

  • Jakie są Pańskie oczekiwania?

Mam wielką nadzieję, że NOMUS przysłuży się temu, czego brak odczuwamy w Polsce w ogóle, a w Trójmieście chyba szczególnie, czyli edukacji w zakresie sztuki najnowszej. Dość powszechne jest przekonanie, że to są rzeczy niezrozumiałe, nie dla zwykłego widza. Myślę, że to nie jest prawda. Współcześni twórcy mają bardzo wiele do powiedzenia współczesnym odbiorcom. Problemem może jest to, że nie zawsze dochodzi do spotkania jednych z drugimi. Wystawy, publikacje i właśnie edukacja powinny służyć temu, żeby do takich spotkań mogło dochodzić.

To oczywiście nie dotyczy jedynie sztuki najnowszej. Wszelkie nasze działania, by mogły należycie oddziaływać, wymagają dobrej, wielowątkowej edukacji. To pozwala nawiązać pełniejszy kontakt z publicznością. Daje nam też szansę, żeby wsłuchać się w jej potrzeby i oczekiwania.

  • Oprócz głosu publiczności słuchają Państwo również głosu ekspertów. Jak rozumiem, temu służy Rada Muzeum.

Rada gromadzi zarówno ekspertów w dziedzinie historii sztuki czy muzealnictwa, jak i osoby reprezentujące inne dziedziny życia społecznego. Muzeum nie jest przecież „wieżą z kości słoniowej”, funkcjonuje w konkretnych ramach społecznych, ekonomicznych, organizacyjnych. Jej skład, a jest ona powoływana przez naszego Organizatora, odzwierciedla te uwarunkowania. Jest rzeczą bardzo cenną, móc wysłuchać głosów ludzi, którzy patrzą na muzeum z perspektywy innej niż tylko ściśle profesjonalna.

  • Wiem, że w najbliższym czasie rozpoczyna się kolejna kadencja Rady, a jednym z jej członków będzie dr Zbigniew Canowiecki.

Tak, bardzo się z tego cieszę, pan Zbigniew Canowiecki łączy bowiem znakomite osiągnięcia na polu przedsiębiorczości z szerokim myśleniem o kulturze. Właśnie ten rodzaj poszerzonej perspektywy jest nam bardzo potrzebny.

  • Wróćmy do historii. Rok bieżący został ogłoszony przez Sejm Rokiem Józefa Wybickiego, co oczywiście znajdzie swe odbicie w Waszych działaniach…

To duży honor, że właśnie w naszym regionie, w Będominie, w rodzinnym dworze Józefa Wybickiego mieści się Muzeum Hymnu  Narodowego. Nasze zbiory zawierają wiele ciekawych zabytków związanych z dziejami samego hymnu, ale także pozostałych symboli narodowych. Mamy na przykład dziewiętnastowieczne pozytywki grające „Mazurka Dąbrowskiego” a także najstarsze nagrania płytowe pieśni – z początku XX wieku, mamy bogaty zbiór patriotycznych kart pocztowych z motywem Orła Białego, oczywiście także zabytki związane z samym Wybickim. Tegoroczne uroczystości już się rozpoczęły. 10 marca, w 200. rocznicę śmierci tego wybitnego Pomorzanina w Będominie odbyła się oficjalna inauguracja Roku Józefa Wybickiego. Uroczystości rozpoczęto pod jego pomnikiem, który został ostatnio poddany rewitalizacji dzięki hojności Lasów Państwowych. Orkiestra Reprezentacyjna Lasów Państwowych odegrała Hymn RP. Podczas uroczystości, już w siedzibie Muzeum, zaprezentowano nasz cenny nowy nabytek – Order św. Stanisława, którego kawalerem był Józef Wybicki.  Planujemy szereg wydarzeń i uroczystości przypominających jego postać, przy czym większość wydarzeń planujemy na sezon letni. Zależy nam na tym, aby odbiór społeczny naszych działań był jak najszerszy, większość z nich planujemy więc na sezon letni, gdy zawsze możemy liczyć na największą frekwencję. Część wydarzeń będzie się zresztą odbywać poza Będominem, między innymi przy okazji Jarmarku św. Dominika.

  • A obecnie co oferujecie odwiedzającym Muzeum?

W naszej głównej siedzibie prezentujemy bogate dziedzictwo artystyczne dawnego Gdańska: rzeźbę, malarstwo, grafikę, rzemiosło artystyczne. Naszym największym skarbem jest, oczywiście „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga, ale myślę, że bardzo ciekawa jest także nasza nowa wystawa stała zatytułowana „Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki”. Pokazujemy na niej liczne, niekiedy naprawdę na najwyższym europejskim poziomie, wytwory sztuki w dawnym Gdańsku. Zależało nam jednak na tym, by nie była to tylko prezentacja lepszych czy gorszych mebli, rzeźb czy obrazów, ale żeby te obiekty służyły opowieści o tym, do czego sztuka służyła dawnym mieszkańcom naszego miasta, czy nawet szerzej: w ogóle ludziom żyjącym przed kilkoma stuleciami. A jej znaczenie w życiu europejskich społeczeństw było wtedy dość odległe od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni dziś. Dziś oglądamy sztukę głównie w galeriach i muzeach, oni obcowali z nią w domach, ratuszach, siedzibach bractw, a przede wszystkim w kościołach. To wielka różnica. Dawny Gdańsk przywołamy także podczas wystawy, którą otwieramy 22 kwietnia w Zielonej Bramie: „Powrót do domu. Gdańsk w rycinach z kolekcji pastora Johanna Haselaua”.

  • Któż to wraca do domu?

Właściwie aż trzy osoby, bo wystawa zaprezentuje Gdańsk widziany oczyma trzech postaci związanych wówczas z miastem: rysownika – Friedricha Lohrmanna, rytownika – Mattheausa Deischa oraz kolekcjonera Johanna Haselaua.

  • Do obejrzenia tej wystawy w ciekawy sposób zachęca jej kuratorka, pani Alicja Andrzejewska. Może oddajmy jej na chwilę głos?

„Historia […] rozpoczęła się latem 1749 roku. Podczas Jarmarku Św. Dominika augsburski rytownik Matthäus Deisch, skuszony wizją zawodowych perspektyw i dostatniego życia jakie – w jego mniemaniu – oferowało portowe miasto, zdecydował się osiedlić w Gdańsku. Niestety codzienność okazała się znacznie trudniejsza. Pięć lat później Deisch znalazł się na skraju bankructwa i zmuszony był prosić Radę Miasta o umorzenie narastającego długu i ochronę przed wierzycielami. W poszukiwaniu stałych dochodów postanowił wykonać, we współpracy z Friedrichem Lohrmannem – artystą wykształconym w Berlinie, który od 1759 roku pracował w Gdańsku – zespół graficznych widoków miasta. Aby dochody były pewne, zdecydowano się na prenumeratę, którą ogłoszono w lokalnej prasie w 1761 roku. Tak powstał jeden z najsłynniejszych portretów Gdańska – pięćdziesiąt akwafort ukazujących miasto w różnych ujęciach: od odległych, malowniczych panoram, poprzez przemysłowe peryferia, miejskie systemy obronne, gwarne place, ulice po zbliżenia na poszczególne budowle. Dopełnieniem są widoki okolic – Starych Szkotów, Strzyży, Oliwy i twierdzy Wisłoujście.

Jednym z prenumeratorów graficznej serii był toruński pastor Johann Jacob Haselau, z pochodzenia gdańszczanin, który w 1763 roku przybył do Torunia i pozostał tam do śmierci. Tęsknił za Gdańskiem, w którym  spędził dzieciństwo i młodość, pobierał pierwsze nauki w szkole przy kościele Mariackim i Gimnazjum Akademickim, gdzie pozostawił rodzinę i grono bliskich mu przyjaciół. Graficzna seria Deischa pozwoliła pastorowi powracać, jak sam wspominał w swoich notatkach, do „ukochanego miasta”, którego konieczność opuszczenia nie obyła się ,,bez wylewania częstych łez”. Pastor Haselau był jedną z najbardziej znanych postaci w toruńskim środowisku intelektualnym XVIII wieku – bibliofil, wykształcony humanista, zgromadził za życia imponującą kolekcję map, rysunków i rycin przedstawiających widoki europejskich miast. Swój zbiór polecił połączyć w atlas, złożony obecnie z czterech tomów znajdujących się w Archiwum Państwowym w Toruniu. Właśnie jeden z tych albumów, zawierający gdańskie dokumenty ikonograficzne i kartograficzne, w tym serię rycin Matthäusa Deischa, zostanie zaprezentowany na wystawie.”

  • Co ciekawego widz znajdzie w  innych oddziałach?

Dopiero co w Spichlerzu Opackim w Oliwie odbył się wernisaż wystawy o tytule: „Wdzięk i fantazja”. Moda i reklama w PRL-u w twórczości fotograficznej Zbigniewa K. Wołyńskiego

  • Okres PRL-u jakoś się nie kojarzy ani z modą i wdziękiem, ani z reklamą…

Może dlatego, że dzisiejszy obraz PRL-u jest dość jednostronny. Pamiętamy przygnębiającą rzeczywistość polityczną i ekonomiczne braki, ale przecież także wówczas – może nawet szczególnie w tak niesprzyjających warunkach – ludziom zależało na tym, by nie poddać się  komunistycznej „urawniłowce”. Moda była jednym z narzędzi, dzięki którym można było zachować indywidualność i Polacy, a zwłaszcza Polki, wspaniale potrafili z tego narzędzia korzystać. A co do reklamy – nawet w gospodarce centralnie planowanej liczyła się sprzedaż – nie tylko zresztą na rynku wewnętrznym, ale także na rynkach zagranicznych, które dostarczały dewiz, tak cenionych w Polsce Ludowej.

  • To może i tym razem oddajmy głos autorom wystawy?

„Był [Wołyński] fotografem wyznaczającym trendy w rodzimym środowisku twórców reklamy, jednocześnie w jego postawie i specyfice warsztatu można ujrzeć odbicie szeregu uwarunkowań i konteksty funkcjonowania ówczesnych twórców nakierowanych na cele utylitarne. W okresie od połowy lat pięćdziesiątych do schyłku dekady gierkowskiej jego prace wielokrotnie nabierały charakteru materiału wzorcowego. […] Wołyński, od przełomu lat 50. i 60., zajmował się fotografią reklamową, pracując dla wielu zleceniodawców, a jego sukcesy na nielicznych ówcześnie wystawach organizowanych pod hasłami, najpierw, fotografii użytkowej i później, od lat siedemdziesiątych, fotografii reklamowej, przyniosły mu szereg nagród i zainteresowanie jego osobą w branży reklamowej. […] Twórczość Zbigniewa K. Wołyńskiego stanowi niewątpliwie jedną z kluczowych części składowych dziedzictwa polskiej fotografii reklamowej drugiej połowy XX wieku, a wystawa jest tak zaaranżowana, by ukazać nie tylko dorobek artysty i jego źródła, ale również poprzez m.in. swoją architekturę – odtwarzającą wybrane aspekty oryginalnych pokazów artysty – pokazać kontekst funkcjonowania tego rodzaju prac w dobie PRL-u.”

  • Chciałabym jeszcze zapytać o plany wystawiennicze na przyszłość…

Dwie, moim zdaniem, bardzo ciekawe wystawy pokażemy w tym roku w Pałacu Opatów. Jeszcze tej wiosny zaprezentujemy twórczość znakomitego rzeźbiarza Augusta Zamoyskiego – jestem przekonany, że jego wspaniałe rzeźby wyjątkowo dobrze będą się prezentować w późnobarokowych wnętrzach pałacu. Jesienią natomiast chcemy zaprezentować widzom wystawę prac Wojciecha Fangora – w listopadzie upłynie setna rocznica jego urodzin. To artysta wybitny, jeden z najciekawszych reprezentantów polskiej sztuki nowoczesnej po 1945 roku. Pokażemy zarówno jego niezwykłe, często wymykające się ówczesnym normom, obrazy z czasów stalinowskich, jak i prace z późniejszego okresu, w tym także te najsławniejsze, abstrakcyjne. Kontynuując temat gdańskiej kultury mieszczańskiej, rozpoczęliśmy przygotowania do wystawy poświęconej tradycji cechowej w tym mieście. Zamierzamy pokazać ją publiczności dopiero pod koniec 2024 roku. To dość odległa perspektywa, ale mówię o tym specjalnie, by uświadomić czytelnikom, że przygotowanie ciekawej, wartościowej poznawczo wystawy, to niekiedy naprawdę długotrwały i żmudny proces. Poza tym nie porzucamy wielkich marzeń – może kiedyś ta wspaniała nowa siedziba naszego muzeum jednak powstanie.

 


Rozmawiała: Anna Kłos