fbpx

Pracodawcy Pomorza

ENenglish

Muzealnicy uczą w Zielonej Bramie

 

Muzealnicy uczą w Zielonej Bramie

Kiedy malarz był guru (górą)

 

To niepośledni jubileusz. 150 lat temu, czyli w 1873 roku, zorganizowano pierwszą wystawę Muzeum Miejskiego w Gdańsku. Przedstawiono ilustracje do baśni o Pięknej Meluzynie autorstwa Moritza von Schwinda. Samo Muzeum powołano niewiele wcześniej, bo w 1870. Dwa lata później zakotwiczyło się w budynkach dawnego zakonu franciszkanów (dzisiejsze Muzeum Narodowe tez tam się mieści). Zaistnienie tamtejszego muzeum było wynikiem działań Towarzystwa Sztuk Pięknych powstałego w 1835 roku. To ono organizowało w poklasztornym obiekcie  wystawy ówczesnego gdańskiego malarstwa. Każda z nich była tez atrakcją towarzyską i okazją do edukacji społeczeństwa (sfer wyższych oczywiście). Te sztuka- party uatrakcyjniano przez odczyty, koncerty, loterie, pokazy taneczne. Zaszczycił tez je dwukrotnie książę – następca tronu cesarskiego -Fryderyk Wilhelm a nawet wypożyczył do obejrzenia 7 dużych płócien. Dla malarzy była to tez okazja sprzedaży dzieł i pozyskiwania zamówień. Towarzystwo działało az do 1945 roku!

Obecnie w salach w Zielonej Bramie,  na wystawie o tytule: „Marzyciele epoki industrialnej. Malarstwo w Gdańsku w XIX wieku”,  dwaj gdańscy muzealnicy: Jacek Friedrich – dyr Muzeum Narodowego i Waldemar Ossowski – dyr Muzeum Gdańska, zorganizowali ekspozycję dzieł tamtejszych gdańskich malarzy, korzystając z zasobów własnych placówek i dzieł wypożyczonych: z Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego w Poznaniu, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Sztuki w Łodzi, Narodowego Muzeum Morskiego. Wernisaż odbył się 28. lipca, finisaż zaplanowano na 26. 11. 2023 r.

Oprócz malarstwa pokazane zostały rzeźby, hafty, ceramika i orientalia ze zbiorów Muzeum Narodowego w Gdańsku, większość tych obiektów publiczność zobaczy po raz pierwszy.

 

 

Obraz życia dziewiętnastowiecznego Gdańska

Zobaczymy miasto, które go już nie ma, ponieważ zostało zmiecione przez tragiczne historyczne wydarzenia. Ale dzięki owym obrazom mogliśmy wiedzieć jak je odbudować po II wojnie światowej. Najsłynniejszym eksponatem jest malowany na desce panoramiczny „Widok Gdańska”, który wyszedł spod reki Bartolomausa Milwitza.Ale zachowały się tez wizerunki kościołów, Długiego Targu, wnętrza Dworu Artusa. 

Bardzo modne było zmawianie rodzinnych portretów. Traktowano je jako dowód zamożności i prestiżu familii a także jako pamiątkę dla przyszłych pokoleń. Malarz sadzał modeli wystrojonych odświętnie (kobiety z biżuterią, ww modnych sukniach i nakryciach głowy), specjalnie wszystkich pozował, chętnie dodawał atrybuty zawodu czy związane z pełnioną funkcją. W tle mogły być wnętrza czy elementy krajobrazu. W sumie daje to nam ogrom wiedzy na temat życia ówczesnych wyższych sfer.

Malowano nie tylko bogaczy

Wilhelm August Stryowski uprawiał malarstwo rodzajowe, czyli ukazujące sceny z życia społeczeństwa. Niekoniecznie sfer zamożnych. Malował (kilkakrotnie) flisaków nad Wisłą ( odpoczywających wieczorem, muzykujących przy ognisku), buńczucznych polskich szlachciców do których wyciągają ręce żebracy i drobni handlarze. Franz von Leubach wykonał portret wieśniaka w kapeluszu, Friedrich Eduard Meyerheim  – spław drewna fosą, możemy zobaczyć na wystawie zalane przez wiosenne roztopy żuławskie gospodarstwo , no i tematy marynistyczne – żaglowce, statki podczas burzy itp.

Podróże były w modzie

Oczywistym zwyczajem patrycjuszy było wysyłanie młodocianych synów za granicę, aby nabrali wiedzy i umiejętności europejskich, co miało później zaowocować w rozwoju firm rodzinnych. Starszyzna tez chętnie podróżowała. Również malarze. Prócz najbardziej modnej Italii i bliskiej Skandynawii docierali też do dalekich krajów, nawet do Brazylii. Utrwalali na płótnie czy papierze wszystko, co im się najbardziej spodobało. Paul Meyerheim namalował targ rybny w Wenecji. Rekordzistą był Eduard Hildebrandt, który wybrał się w dwuletnią podróż dookoła świata (1862 – 64), z której przywiózł ponad 300 akwarel. Jak z tego wynika, nie byli finansowymi pariasami.

W sumie w Zielonej Bramie mamy wszechstronny obraz życia miasta w XIX wieku, warto obejrzeć. Frekwencja podczas wernisażu była imponująca – czy zadziałał duch Towarzystwa Sztuk Pięknych?


Anna Kłos