fbpx

Pracodawcy Pomorza

ENenglish

Na miłość boską, pracujmy razem!

Teoretycznie, wszyscy są tego samego zdania – tereny postoczniowe w Gdańsku trzeba zagospodarować, pamiętając zarówno o ich wartościach historyczno-zabytkowych jak potrzebach współczesności, tylko każda strona inaczej to pojmuje, więc trwa impas, i wciąż daleko do praktycznej realizacji szczytnego celu.  Pokazała to dobitnie 30 listopada br. debata na Politechnice Gdańskiej, zorganizowana przez Pracodawców Pomorza, której moderatorem był Zbigniew Canowiecki – prezydent tej organizacji.

Pechowe Młode Miasto

Od początku miało pod górkę. Zostało utworzone przez Zakon Krzyżacki w 1380 roku na terenach na północny wschód od Głównego Miasta, przy ujściu Motławy do Martwej Wisły, prawdopodobnie w rejonie dzisiejszych ulic Robotniczej, Jaracza oraz zbiegu Jana z Kolna i Gdyńskich Kosynierów. Krzyżacy zainwestowali sporo grosza. Długość otaczających murów określono na 1290 m, sfinansowali połowę kosztów budowy ratusza i innych miejskich budynków, (za co później pobierali połowę dochodów Młodego Miasta). Pomimo poparcia Zakonu, nie udało się osiągnąć głównego celu założenia Młodego Miasta, nie stało się ono konkurencją dla wcześniej zbudowanych części Gdańska. Gdańszczanie nie lubili Krzyżaków i po ich wypędzeniu po wojnie trzynastoletniej, za aprobatą króla Kazimierza Jagiellończyka, rozebrali Młode Miasto. Mieszkańcy zostali przesiedleni. Niemniej, nie chcąc narażać się Panu Bogu, Kościół św. Bartłomieja oraz klasztor karmelitów zostały umieszczone na Starym Mieście. Przez następne wieki opuszczony teren  nie był użytkowany – stanowił przedpole obronne dla Gdańska. W drugiej połowie XIX wieku zaczęła się europejska rewolucja przemysłowa. Powstały na tym obszarze stocznie: Stocznia Klawitterów (w 1827), Stocznia Cesarska (w 1850) i Stocznia Schichaua (w 1890). Dwie ostatnie zostały później połączone i przekształcone w Stocznię Gdańską. Jej dość intensywna działalność dotrwała do lat 90-tych XX wieku, gdy stało się jasne, że produkcja stoczniowa na całym tym terenie jest nie do utrzymania, Działalność stoczniowa zaczęła się zwijać a  Młodym Miastem zaczęto nazywać tereny postoczniowe, które potencjalnie mogą stać się dużą, prężną i atrakcyjną częścią ścisłego centrum Gdańska. Niestety znów zaczęły się schody. Na Politechnice dyskutowano czy pójdą w górę, czy w dół.

Trójkąt niekoniecznie złoty: nauka, administracja i biznes

W auli Politechniki  przy dwu skrzydłach stołu konferencyjnego usiedli naprzeciw siebie: z prawej przedstawiciele środowisk naukowych, z lewej – biznesu,  inwestorzy Młodego Miasta. W centrum – (prócz moderatora – Zbigniewa Canowieckiego), prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, marszałek pomorski Mieczysław Struk, wojewódzka konserwator zabytków Agnieszka Kowalska i przedstawiciel Ministerstwa Kultury oraz dyrektor Narodowego Instytutu Dziedzictwa Bartosz Skaldowski.

Władzom Gdańska marzy się nowoczesna dzielnica biurowo-mieszkaniowa. Właściciele prawie całości terenów – prywatni inwestorzy –  chcą i rewitalizować i budować. Państwowe służby ochrony zabytków  prowadzą działania, które mają na celu wpisanie większości postoczniowych terenów do rejestru zabytków (co częściowo już  wykonano), uzasadniając to koniecznością ochrony, wynikających z historii wartości niematerialnych, oraz materialnych (istniejącej na tych terenach struktury obiektów oraz stoczniowej przestrzeni krajobrazu). Agnieszka Kowalska – wojewódzka konserwator zabytków  – podkreślała, że ochrona materialnych nośników pamięci, czyli w przypadku stoczni budynków przemysłowych, infrastruktury i sprzętu, jest na terenach po Stoczni Gdańskiej ważniejsza od potrzeby zmian, czyli budowy nowej dzielnicy Gdańska. Bartosz Skaldawski (przedstawiciel Ministerstwa Kultury)  informował o staraniach jego urzędu o wpisanie terenów postoczniowych na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Według niego, wniosek w tej sprawie powstanie do lutego 2019 r., a zostanie rozpatrzony do końca czerwca 2020 r.

Inwestorzy tworzą wspólny front

Obecnie jest 20 różnych właścicieli dawnych terenów postoczniowych, w znakomitej większości to podmioty prywatne. Postanowili oni się zjednoczyć:

–  Uzgodniliśmy wspólną deklarację, została ona podpisana, definiuje w jaki sposób mamy zamiar działać wspólnie jako inwestorzy i interesariusze – poinformował Krzysztof Sobolewski, prezes spółki Shipyard City Gdańsk, która jest właścicielem znacznej części terenów postoczniowych, co do których właśnie toczy się procedura wpisu do rejestru zabytków. Procedura wpisu została wszczęta 4 grudnia ubiegłego roku (dla części terenów postoczniowych), my ten rok spędziliśmy bardzo pracowicie, mamy wiele opracowań, została wykonana analiza przestrzenna, ale nie mamy możliwości, aby porozmawiać ze stroną rządową, zaprezentować czego oczekujemy i co możemy zaoferować. Czujemy się ignorowani.

Podliczanie strat

  • W czasie debaty Krystyna Dziworska z Katedry Inwestycji i Nieruchomości Uniwersytetu Gdańskiego przedstawiła twarde dane, które pokazują rozmiar strat materialnych, wynikających z istniejącego stanu. W kontekście społecznym to zaniedbania w utrwalaniu dziedzictwa historycznego, przez co mieszkańcy i turyści z niego nie korzystają, nie poznają go. Tracona jest aktywność obywatelska, społeczeństwo nie może wykorzystać kreatywności, jaka mogłaby się na tym obszarze rozwijać.
  • Prezydent Paweł Adamowicz: – Na terenie Młodego Miasta może powstać 1 milion 400 tysięcy metrów kwadratowych nowej powierzchni, z tego 20 procent byłyby to mieszkania. Czyli 15-20 tysięcy osób mogłoby tam zamieszkać. Są tam rezerwy terenowe pod budowę szkoły, żłobka, nawet był pomysł na rezerwację terenu dla kościoła, ale hierarchowie ostatecznie się z tego wycofali. Tak, miasto Gdańsk chce się rozwijać, te tereny powinny być pełne nowych mieszkańców. Pogodzenie dziedzictwa ze współczesną architekturą jest możliwe. Ale w procedurze uzyskania pozwolenia na budowę potrzebne jest uzyskanie zgody konserwatora. Władza administracji rządowej jest ogromna, tymczasem koniunktura nigdy nie trwa wiecznie. Już teraz widać, że tereny postoczniowe nie załapią się na obecną koniunkturę i będziemy czekać na kolejną. Czy to dobrze dla miasta? Że nie powstają nowe miejsca pracy, nie przybywa nowych mieszkańców Gdańska z całej Polski i zagranicy? Gdańsk traci w ten sposób szansę. To się nie odtworzy. Inwestorzy nie mają jak się odezwać, bo ustawiają się w kolejce do pani konserwator i – w szkolnej terminologii – nie mogą jej „podpadać”.

Obietnice władzy

To nie jest miejsce, które powinno być tylko zrewitalizowane – mówił Bartosz Skaldawski, p.o. dyrektora Narodowego Instytutu Dziedzictwa. – Musimy pamiętać, że jest ono wyjątkowe dla mieszkańców Gdańska, Polski, Europy, a nawet całego świata ze względu na to, że ruch Solidarności, który został tu zapoczątkowany miał wpływ na zmiany geopolityczne. Chcielibyśmy o tych wyjątkowych wartościach mówić nie tylko w kraju, ale także na świecie, by historia tego miejsca została zapamiętana. Dlatego trwają prace nad wpisaniem tego terenu na Listę Światowego Dziedzictwa. Wniosek i plan zarządzania tym terenem musi być złożony do 1 lutego 2019 roku. Decyzja zapadłaby na przełomie czerwca i lipca 2020 roku. Będziemy się starali udowodnić, że Stocznia Gdańska jest wyjątkowym przykładem rozwoju przemysłu stoczniowego na tym terenie. Z naszego punktu widzenia najważniejsze są wartości związane z ruchem Solidarności. Korzyścią z uzyskania tytułu jest wielki prestiż. Są badania, które pokazują, jak duży wpływ na rozwój takiego terenu ma uzyskanie tytułu Światowego Dziedzictwa UNESCO. Najpierw musi być zakończenie wpisu do rejestru, dopiero potem będzie możliwe dyskutowanie na temat zagospodarowania materii zachowanej na tych terenach.

Pesymistyczne podsumowanie

– To już trzecia konferencja na temat Młodego Miasta, a ja jestem pełen najgorszych obaw, bo wypowiedzi pana prezydenta, pani konserwator i dyrektora Instytutu Dziedzictwa Narodowego jasno pokazują, że raczej niewiele się zmieni. Istnieje wieloletni konflikt i nie ma chęci osiągnięcia kompromisu. Bez tego nie dojdziemy do żadnych konstruktywnych wniosków – podsumował prof. Antoni Taraszkiewicz, architekt. – Pozwolę sobie na pewien sarkazm: uważam, że należy na jakiś czas zawiesić nawę Młode Miasto, bo w tej chwili nie jest to ani miasto, ani młode.

 


tekst: Anna Kłos – Przegląd Samorządowy