Zaczęło się tak:
- Znowu mgła przysłania kontur Olivia Star – mówię do kumpelki. Ta odpowiada ze zdziwieniem:
- Jaka mgła, przecież jest wyraźny.
Jadąc samochodem muszę być bardzo blisko, aby odczytać napis na tablicy rejestracyjnej poprzedniego auta. Przeważnie dopiero, gdy stoimy na czerwonym świetle.
- Chyba powinnam sobie sprawić okulary do patrzenia w dal – myślę. Od zawsze miałam świetny wzrok, chyba się zepsuł od tego patrzenia w ekrany komputerów…
Przypadkowo trafiam do doktora nauk medycznych, specjalisty II stopnia w dziedzinie okulistyki, Witolda Kokota. Skrupulatnie bada kolejno moje oczy.
- Niestety mam złą wiadomość – stwierdza. – To zaćma. Radziłbym zoperować.
Nikogo nie minie
Robi mi krótki wykład na temat tego schorzenia. To przede wszystkim choroba osób starszych , ale niekoniecznie. Poziom wiekowy się obniża. Obecnie w Stanach Zjednoczonych dotyczy 17% populacji tuż po 40-tym roku życia. Zdarza się nawet u noworodków. Polega na procesie zmętnienia soczewki w oku. Zaczynamy widzieć niewyraźnie, jak przez brudną szybę…Są czynniki przyspieszające jej wystąpienie: cukrzyca, wysoki cholesterol, choroby reumatyczne, długotrwałe przyjmowanie niektórych leków z grupy sterydów, może być też konsekwencją urazów oka…
Mam kilka pytań do P. Doktora
- Czy nie da się tego leczyć łagodniejszą metodą niż zabieg operacyjny?
- Nie ma według stanu dzisiejszej medycyny innego sposobu niż usuniecie zmętniałej soczewki i wstawienie na jej miejsce nowej, sztucznej. Wszelkie metody typu cudowne zioła, nacierania powiek, specjalna dieta to tylko wydzieranie kasy od naiwnych.
- Czy zabieg jest trudny i niebezpieczny?
- Obecnie to zabieg rutynowy, na który decyduje się coraz więcej osób, wystarczy sobie przypomnieć medialne awantury na temat długości oczekiwania na termin.
- Przypuszczam, że na Oddziale Okulistycznym w Szpitalu św. Wojciecha na gdańskiej Zaspie, gdzie jest Pan ordynatorem, kolejki są wyjątkowo długie…
- Wręcz przeciwnie. Przeprowadzamy te operacje w terminie 7 – 14 dni od zgłoszenia się pacjenta ze skierowaniem. Czas może się wydłużyć, jeśli chory ma schorzenia współistniejące i wymaga przygotowania do operacji przez lekarzy innych specjalności.
- Nie mogę uwierzyć. W placówce, gdzie ordynatorem jest dr nauk medycznych, specjalista II stopnia w dziedzinie okulistyki, który nie tylko kwalifikuje do zabiegów ale część z nich przeprowadza, gdzie korzysta się z nowoczesnej aparatury i ma do dyspozycji wykwalifikowany personel, łącznie z anestezjologiem, praktycznie nie ma kolejek?
- Dodam do tego, że specjalizujemy się w zabiegach trudnych, u pacjentów z dodatkowymi schorzeniami organicznymi i że w razie potrzeby możemy na miejscu, w naszym szpitalu, liczyć na wsparcie lekarzy innych specjalności.
- I to w czasach, gdzie w innych placówkach pomorskich , (w każdym razie według internetu) okres oczekiwania wynosi ok. 120 dni?! Może chodzi o to, że najpierw trzeba dotrzeć do przychodni okulistycznej gdzie kolejki, w każdym razie na NFZ, liczą się na miesiące a nawet lata?
- Skierowanie może wydać też lekarz pierwszego kontaktu, do którego dostęp jest jednak dużo łatwiejszy.
- Nie wierzę!
- Proszę spróbować.
Sprawdzam dostępność skierowania
Oczekiwanie na wizytę u lekarza pierwszego kontaktu w Przychodni Rodzinnej, do której należę, to kilka dni. Nieźle! Niestety Pani Doktor, mówiąc nawiasem bardzo kompetentna i sympatyczna, Polka przybyła z Grodna, nic nie wie, że ma takie kompetencje. Próbuję u Polki z polskimi korzeniami. To samo. Interweniuję u szefa placówki. Skutecznie. Skierowanie otrzymuję. Lekarka z Grodna pyta na jakiej podstawie może wydać skierowanie na Oddział Okulistyczny Szpitala nie mając możliwości stwierdzenia czy konkretna wada u pacjenta występuje? Jeszcze tylko zaświadczenie o stanie zdrowia oraz przyjmowanych lekach i mogę zgłosić się na Oddział. Moja refleksja jest taka, jeśli ja, mieszkanka dużego miasta i dość obeznana we wszelkich (nie tylko medycznych) procedurach, trafiam na takie przeszkody, to jakie szanse ma przeciętny mieszkaniec województwa? Nawet nie pomyśli, że ma możliwości dostępu na taki oddział szpitalny i to prawie bez czekania.
Teraz już z górki
Przy kwalifikacją na określony termin, otrzymuję zalecenia odnośnie przygotowania się do zabiegu, szczególnie dotyczące zakraplania oka (prawego, bo od niego zaczynamy) przez 3 dni przed. Zgłaszam się na Oddział w wyznaczonym terminie. Wszyscy są fachowi, sympatyczni i uprzejmi. Pomiar ciśnienia. Zakraplanie oka – w tym procesie są takie piekące substancje , pewnie na poszerzenie źrenicy. Jedna z pań wykonuje mi ekg, inna wkłuwa się w żyłę i zakłada wenflon, to na wszelki wypadek, gdyby na sali operacyjnej trzeba było szybko podać jakiś lek. W moim przypadku raczej nie będzie potrzeby – nie mam cukrzycy, nadciśnienia, jaskry ani innych poważnych schorzeń. Pani Doktor bada moje oko – mierzy ciśnienie w nim, inna przeprowadza badania mikroskopowe. Otrzymuję jakąś pigułkę do połknięcia – to na rozluźnienie psychiczne.
Zostaję odesłana do pokoju. Czekam ok. pół godziny. Przychodzi pielęgniarka z poleceniem, abym siadła w fotelu na kółkach, bo jedziemy na salę operacyjną. Protestuję, jestem pełnosprawna, mogę pójść. Wyjaśnia, że takie są procedury. Zatem ulegam. Przy sam zabiegu jest się w pozycji leżącej. Widzę dookoła kilka osób, w tych ich strojach i maskach nie rozpoznaję nawet p. Ordynatora, może ze względu na mój stres. Podają tlen do oddychania, Przysłaniają mi twarz, zostawiając odsłonięte tylko pole operacyjne. Znowu czuję w oku jakieś kropelki. Jakieś manewry. Wiem, że najpierw następuje przez 2-3 milimetrowe cięcie w rogówce, usunięcie zmętniałej soczewki za pomocą ultradźwięków, odessanie szczątków a potem wsunięcie zwiniętej akrylowej soczewki, która się sama rozprostowuje. I już . Wszystko trwało jakiś kwadrans. Było zupełnie bezbolesne.
- Pan Ordynator jest bardzo sprawny w rękach – informuje mnie później jedna z pielęgniarek.
Mój zabieg jest niepowikłany. Standard. Dobry stan zdrowia. Soczewka jedno ogniskowa. Będę dobrze widziała na odległość, ale do czytania potrzebne okulary. To żadna zmiana – mam je już od ok. 10 lat. Istnieją soczewki wieloogniskowe, które umożliwiają pozbycie się okularów w ogóle. Pan Ordynator jednak mi je odradzał.
Rewelacja!
Bezpośrednio po operacji odpoczywam 2 godziny leżąc w pokoju.
Wreszcie mogę coś zjeść. Oko mam zasłonięte, więc nie wiem co się z nim dzieje. Potem pytanie: Czy ma kto po Panią przyjechać? Tak. Więc: Do widzenia. Do jutra. Proszę się zgłosić na kontrolę. Proszę się nie przejmować, jest jeszcze obrzęk, skutki zabiegu zobaczy Pani gdy zejdzie. I zobaczyłam. To był szok. Widziałam jak za najlepszych czasów. Ostry obraz. Kolorowy. Kiedy po kilku dniach wsiadłam do długaśnego tramwaju PESY i siedząc na końcowym fotelu zobaczyłam przez całe przejście między fotelami, że na kabinie motorniczego widnieje napis SWING! Poprzednio nie potrafiłam nawet odczytań napisów na tabliczkach wiszących pod sufitem, jeśli nie stałam tuż pod taką tabliczką.
Zakazy, zakazy, zakazy…
Na odchodnym Pani Pielęgniarka wręcza mi spis nakazów i zakazów. Zakraplanie oka kilkoma rodzajami substancji. Czasem 3, czasem 4 razy dziennie. Nie wolno przez ok. miesiąc: podnosić ciężarów ponad 2 kg, unikać gwałtownych ruchów, schylać się mocno, długo patrzeć w ekran monitora komputera, ekran telewizora, smartfona, tabletu, laptopa, przebywać w zapylonym powietrzu…
- To może popracuję na działce? -pytam.
- Wykluczone! Oburza się. Chce Pani zepsuć to, nad czym tyle się napracowaliśmy?
Z całą pewnością nie. Szczególnie, że mam już zaklepany taki sam zabieg na drugie oko. Przechodzę zatem na życiowy jałowy bieg. Niech mi to pracodawca wybaczy.
Anna Kłos